piątek, 17 lipca 2020

A pewnego dnia przyszło nowe


Kilka miesięcy później, siedzę na kanapie z szarą narzutą. Patrzę przez ogromne okno ze stojącym obok wysokim, palmowym kwiatem. W ciągu dnia bywam tu często i zastanawiam się czasem, czy znalazłam już swoje miejsce. I nie wiem. Ale jestem – bowiem każdego dnia budzę się obok Miłości, a potem zajmuję w łóżku dwa miejsca naraz, gdy wychodząc rano z domu przekręci klucz. 
Czekałam na wspólne życie. Takie prawdziwe – przy wspólnym stole z kanapkami ze wszystkim, herbatą, którą piję wyłącznie ja i kiedy siedzimy razem wcale nie tylko w weekendy. Bałam się może trochę. Ale świętowaliśmy ostatnio kolejną rocznicę i z lekką zabawnością pod nosem zgodnie stwierdziliśmy, że bilans jest zdecydowanie dodatni. Daleko mi więc od strachu.

środa, 25 marca 2020

Hello, it's me. Czas znów rozpakować walizki.




Próbuję zliczyć słowa ,,wracam” w swoim życiu. Niezależnie jednak od liczb, zawsze byłam pełna przekonania, że trzeba wrócić z więcej niż jednym słowem. Wracam więc w kilku, których zabrakło wcześniej. Wracam tu, gdy świat jest już całkiem inny. Inny, choć gdy patrzę przez okno, mam dziwne wrażenie, że patrzę wciąż na identyczne jak kiedyś krajobrazy. Co mogło się zmienić? Podobno przyszła wiosna i podobno ma już zostać. Dni są dłuższe i świeci to samo jak co roku słońce. Może tylko ludzie, patrzący na siebie z większą już podejrzliwością, zataczający większe kręgi i specjalnie wydłużający drogę, która i tak jest już przecież długa – są inni. Czas również leci jakoś inaczej. Ale może po raz pierwszy, przynajmniej w jakimś stopniu, nie trzeba się nim przejmować?