poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Każdego dnia buduję ruiny


Ostatni czas był czasem, w którym nie wygodnie było mi być. Nie chciałam ani jego ani witania nowych dni. Nie chciałam być nawet tutaj. Nie odnajdywałam w sobie żadnych myśli głębszych i płytszych, a nawet i pośrednich. Wszystkie swoje chęci skutecznie sprowadzałam do parteru i próbowałam zakumplować się z wewnętrznym rozbratem pomiędzy „nie chce mi się”, a ,,nie mam ochoty”. Podarowałam sobie miesiąc na całkowite rozleniwienie, na koc i przyziemne pozbawione sensu sprawy, a to wszystko odpłaciło mi się jakąś.. niewytłumaczalną pustką.




Uważałam, że dla introwertyka życie może nie do końca typowego introwertyka jest znośne. Ale chyba na dłuższą metę nie jest. Przestałam tworzyć mosty zapominając, że ludzie przecież są stworzeni do tego, by je budować, a w zamian za to doszczętnie je zburzyłam, pławiąc się w sobie. Ewidentnie zaszalałam nie w tę stronę, co powinnam, ukrywając się za kurtyną utkaną z mojej własnej izolacji. Gdzieś w tym życiu, w którym zawsze myślałam, że najlepiej jest mieć jedną, ale wartościową osobę, a nie sto nie wartych nawet grosza, to że tak jest dobrze. Że jest naprawdę dobrze. Mam jednak wokół siebie naprawdę fajnych ludzi i ta teoria ma się do nich nijak, bo powinnam przy nich bytować. Może niekoniecznie głębiej, ale po prostu z nimi bywać. W zamian za to siedzę pod kloszem, który sama nałożyłam sobie na głowę.

Pośród tego stałam się dzieckiem szukającym bodźców i nowych zabawek, które są niedostępne, za drogie, zbyt dorosłe i raczy Bóg wiedzieć, co jeszcze. Zaczęłam prosić się o jakieś życie we mnie. Jakiekolwiek życie. I szczęście takie, które wyciąga z łóżka skoro świt i podsuwa myśl „To będzie TEN dzień”. Ten właśnie dzień, który nie dociera do mnie jak zaginiony list znalazłszy już pewnie swojego właściciela. A teraz siedzę w takim rogu, takim ciemnym i mam wokół siebie przestrzeń na działanie, ale nie mam jej w sobie. Beznamiętnie śpię, jem rano płatki i masłem smaruję chleb, a potem tak samo beznamiętnie idę do sklepu. I nie widzę nic fajnego w tych dniach, choć z rogu ciężko mi wyjść.

Każdego dnia porównuję do siebie fakt poczucia szczęścia z dostrzeganiem powodów do niego i widzę kolosalną różnicę. Pocieszam się faktem, że choć tkwię zdecydowanie w tym drugim, to jednak posiadłam tę umiejętność. Wiem, z czego mogę się cieszyć. Ale to jest poza mną, brak mi jeszcze tego w sobie. Iskry?

Szukam cegieł każdego dnia i naprawdę się staram. Naprawdę. Szukam nowości, niespodziewanych perspektyw i tych całkiem zwyczajnych i małych spraw, które wkrótce przyniosą mi szczęście. Bo przyniosą. Nie chcę być PESYsobą. Nie lubię siebie takiej. Basta!


28 komentarzy:

  1. Życzę Ci, abyś w końcu znalazła złoty środek i polubiła samą siebie. To jedyna droga aby być szczęśliwym i cieszyć się życiem.

    http://sar-shy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem chyba temu coraz bliższa. Coraz bliższa siebie samej. Dziękuję pięknie :*

      Usuń
  2. Czasami też przesiaduję pod kloszem. Czasami naprawdę nie mam ochoty z nikim bytować. I zastanawia mnie wtedy zawsze: co tak naprawdę wyciągam z tych spotkań i czy faktycznie jest mi to potrzebne? Do tej pory nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć.
    Ostatnio czułam się jakby nie na miejscu pośród ludzi, których przecież kocham, ale byłam jak wycięty obrazek z całości. Coś nie pasowało, inne zupełnie światy.

    "TEN dzień" za to, udaje mi się odkryć w pojedynkę. Np. podczas samotnych podróży. Taka moja kontrowersja.
    Tą Iskrę potrafię z siebie wykrzesać, ale gaśnie przy ludziach. Nie wiem czemu i nie trapię się tym. Bo jestem sobie dla siebie i nie przeszkadza mi to. Ani mój introwertyzm nawet. Nie walczę już z nim jak kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu dziękuję za pokrzepiający komentarz. Tak, chyba tak go mogę określić. Wciąż mam jednak wątpliwość, czy takie odosobnienie jest dla człowieka dobre. W takim całkowicie ogólnym sensoświecie.

      Cieszę się mimo wszystko, że zaakceptowałaś swoją izolację. Cieszę się, bo ciągła walka może okazać się syzyfową pracą, więc zostaje albo coś zmienić albo się z czymś pogodzić. Najważniejsze, żebyś czuła, że to Ty. A sposób w jaki to osiągasz jest dowolny, byle był Twój i stwarzał dobrą relację między ,,ja" a ,,komfort".

      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
    2. Coś co dla jednej osoby jest dobre, dla innej może nie być. Niejeden ekstrawertyk w długotrwałym odosobnieniu popadał w depresję. ;)

      Kiedy jeszcze walczyłam z moim upodobaniem do samotności, zadałam sobie pytanie: po co to robisz? Brak uzasadnienia uświadomił mi, że to zbędna wojna.
      Czasami przydaje się zostać ekstrawertykiem na jeden/dwa dni, ale to wystarczy. Później trzeba odpocząć. :P
      Wszystko zależy od potrzeb własnych.

      Cieszę się, że na coś moje słowa się przydają od czasu do czasu. ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Wynika z tego to, że każdy ma swoją indywidualną regułę na sposób życia i nie sposób wymyślić jedną ściśle obowiązującą.

      Prawda? Po jakimś czasie czuje się przesyt. Ludźmi, otoczeniem, wszystkim. Jakiś społeczny kurz się zbiera i trzeba sprzątnąć go samotnością. Człowiek to jednak fenomen.

      Usuń
  3. Czasem przychodzą w naszym życiu różne okresy... martwe okresy. Mówią niektórzy, że kontakt z ludźmi sam w sobie jest terapią. Ale przecież ty już to wiesz. A skoro dostrzegasz, że masz powody do bycia szczęśliwą, to już jest dużo. Życzę Ci, żeby przyszedł do Ciebie w końcu TEN DZIEŃ, ten dzień POCZUCIA SZCZĘŚCIA, ten, na który czekasz, przeznaczony właśnie dla ciebie. Wierzę, że on do Ciebie trafi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy parę Twoich zdań i przychodzi cząstka ,,tego" dnia. Dziękuję Emmo. Jem właśnie kolacje, czytam Ciebie i jakaś taka smaczniejsza się wydaje. Ludzie.. tak. Czasem nawet nie wiemy, ile wnieść może towarzystwo czyjeś a nie tylko nasze i nie tylko rozmowa z własnym odbiciem w lustrze.

      Dziękuję za wiarę, niech te dobre moce do Ciebie wracają.

      Usuń
  4. Dzień dobry. Jeśli Cię to pocieszy to większość z nas ma takie chwile i dni A nawet tygodnie. Każdy coś szuka... tylko tak sobie myślę - A może szukasz na siłę i bez kompromisów? A może warto czasami zaakceptować stan, pozwolić mu takim być. Pozwolić mu być. A potem gdy on się znudzi byciem to sam odejdzie. Akceptacja. Obserwować to z boku. Robić te śniadanie razem z nim i zapytać się co dziś zje... A potem zabrać go do sklepu, jest szansa że kiedyś na spacerze się zgubi... Dobra życzę i przesyłam dobre myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, witaj, Asiu! A właściwie dobry wieczór. Czytam Cię i masz rację, jak zawsze. Tak jak nie można walczyć z wieloma emocjami, tak i z samym sobą również nie. Trzeba coś przeżyć, przejść, przejeść i przetrawić. I przespacerować tak jak piszesz. Niech się gubi! Kiedyś w końcu i jemu się znudzi takie dokuczanie.

      Odwzajemniam podwójnie, całuję.

      Usuń
  5. Jesteś! Kamień z serca bo martwiłam się i zastanawiałam gdzie jesteś skoro nie ma Cię tutaj. Ale jesteś w pełni usprawiedliwiona:-)
    Trudno mi napisać coś nowego... Moje przedmówczynie napisały wiele mądrych słów i udzieliły Ci dobrych rad... Napiszę więc tak: nie wywieraj na siebie presji i niczego na siłę nie przyspieszaj. TEN dzień wydarzy się we właściwym czasie, najlepszym dla Ciebie i może nawet Cię zaskoczy;-)
    Serdeczności Inko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach widzisz, ledwo co ja byłam u Ciebie i patrzę - Ty przyszłaś do mnie! Skoro nawet ja nie wiedziałam, gdzie jestem w tym życiu, to co dopiero Ty, haha. Ale tak mi miło. W sekrecie Ci zdradzę, że moje kolejne słowa tutaj będą już trochę szczęśliwsze. Tak jakby Twoja przepowiednia się spełniała. Ale cii.
      Przytulam.

      Usuń
  6. Może to słabe pocieszenie, ale takie etapy w życiu po prostu się pojawiają. Dopiero z perspektywy widać, że wcale nie były dla nas dobre. Ale moim zdaniem trzeba sobie pozwolić także na nie, wyciągnąć wnioski i pójść dalej - trochę odważniej i z większym bagażem doświadczeń. Trzymaj się. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich etapach chyba najlepsze, co można zrobić, to pozwolić im być. Wiele takich walk z nimi nie zostało wygranych, bo to syzyfowe walki. Chociaż czasem się udaje. To, co piszesz to zdrowa prawda i dziękuję za nią. I za całą resztę, buziak.

      Usuń
  7. Znam takie dni. Kiedy robisz to co musisz i nic więcej co wymagałoby jakiegokolwiek zaangażowania. Kiedy masz ochotę zamknąć się w czterech ścianach. Ale takie dni tak samo jak same przychodzą tak same odchodzą. Nie ma co się zmuszać do bycia szczęśliwą. Nic na siłę. Przyjdzie taki dzień kiedy te ciemne chmury odejdą i pojawi się promyk słońca :)
    Ściskam Cię gorąco <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiek chyba nie jest w pełni zdrowy, jeśli musi się zmusić do czegokolwiek. Czasem trzeba, a czasem nie warto tak jak teraz. Więc tak - niech te dni idą sobie w cholerę!
      Dziękuję za wiarę, odściskowuję :*

      Usuń
  8. Myślę, żę każdy z nas przechodzi przez takie chwile, szuka siebie, zamyka się przed innymi i próbuje odnaleźć swoje własne szczęście w życiu. Kiedys miałam dużo takich tygodni, czasami dni, jedne dało sie przeżyc, a inne męczyły. Mimo tego, że byłam szczęśliwa na zewnątrz, wewnątrz czegoś mi brakowało i jeszcze bardziej irytowało mnie to, że nie wiem czego. Rozmyślania, zastanawianie się jest dobre, o ile nie trwa za długo i nie tracimy chęci do życia. Czasami czekamy na przełom albo na odpowiedni dzień, a nic nie przychodzi... Ale, myslę, ze ucczymy się przez doświadczenia i każde chwile są nam potrzebne bo dzięki nim potrafimy dostrzec i docenić więcej.

    Życzę Ci, żeby wszystko dobrze się ułożyło, żebyś znalazła swoje szczęście, i dostrzegała małe radości wokół siebie :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj, chyba tak. To oczekiwanie jest chyba najgorsze, bo skoro takie dni przyszły nieplanowane to i ich odejście takie będzie. Zupełnie nie wiadomo kiedy i jak. Mam nadzieję, że masz jak najmniej lub wcale takich czasów. Że jesteś w środku pełna.

      Klaro, dziękuję i całuję.

      Usuń
  9. Znalazłam trochę siebie w tej wypowiedzi. Nie można się izolować od ludzi. Znaczy... Może można, bo w sumie kto zabroni, gdy jest nam tak dobrze? Jednak w końcu dopada jakaś taka pusta. Ja się również odizolowałam aż zaczęła mnie męczyć ta samotność a nowych mostów odbudować nie potrafię. trudno mi ostatnio nawiązać relacje. Trudno mi tez dążyć do jakiegoś konkretnego celu. niby je sobie stawiam ale czuję mało satysfakcji z sukcesów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są osoby, których towarzystwo innych męczy. Tak prawdziwie i w całości. Ale mimo to jesteśmy społecznym gatunkiem i - nawet jeśli potrafimy żyć bez innych, to chyba jedynie przez przyzwyczajenie do samotności. Psychika akceptuje dany stan rzeczy. Ale podświadomie wszyscy pragniemy nie wyłącznie własnego odbicia w lustrze.

      Z jednej strony cieszę się, że dostrzegłaś siebie w moich słowach. Z drugiej, bardziej obszernej, strasznie mi przykro. Wierzę natomiast, że gdy za kolejnym razem napiszę jak mi jest źle, Ty stanowczo tupniesz nogą i zaprzeczysz wszystkiemu. Będzie taki dzień. Wyślę wszystkie moce w świat, by tak było.

      Usuń
  10. Często miewam podobny problem. Zaakceptowałam fakt, że najlepiej wypoczywam w samotności i muszę się czasami odizolować od świata, ale wiem, że czasami trzeba się zmusić do wyjścia na zewnątrz, dobrze też mieć w otoczeniu kogoś, kto potrafi wyciągnąć. Marazm też często przychodzi i potrafi wymęczyć psychicznie, ale z drugiej strony nie umiałabym też żyć ciągle aktywnie, wynajdywać na każdym kroku atrakcje - to też zaakceptowałam, walczę tylko o równowagę. Dlatego tej równowagi lubię od czasu do czasu wyjechać, choćby na delegację, zmiana otoczenia dobrze robi.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy zaczęły się wakacje, a przyjaciele się porozjeżdżali ja też zaczęłam się izolować. Za wszelką cenę chciałam i chyba trochę nadal chce być sama. Wpadłam w jakiś letarg, mam ochotę tylko leżeć i myśleć, a przy okazji słuchać muzyki. To niezdrowe wiem, powinnam wyjść, zabawić się póki wrzesień majaczy gdzieś daleko na horyzoncie. Ale w tej samotności odnajduję chwile szczęścia. Może u mnie wynika to ze zmęczenia albo stresu sama nie wiem.
    Jednak mam nadzieję, że odnajdziesz gdzieś siebie i zaczniesz dostrzegać te rzeczy, które sprawiają, że dni są właśnie TYMI DNIAMI. Wierzę, że w końcu coraz łatwiej będzie ci się ruszać z tego rogu i odnajdziesz siłę do działania.
    Pozdrawiam gorąco ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. To chyba normalne.. każdy człowiek miewał w swoim życiu moment zgrozy, takiej totalnej pustki mimo starań poprawy. Nie przechodzi, to musi minąć.. z drugiej strony nie ma co szukać na siłę rzeczy na pocieszenie, bo wtedy radość nie jest tą radością, a skutki mogą być przeciwne. Ciesz się, po prostu! Z tego co masz i w którym miejscu już jesteś, mi to zawsze pomaga :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czasami taki czas "pod kloszem, który się samemu założyło" jest potrzebny. Czasami najtrudniej jest zauważyć co by się chciało zmienić i tkwi się w błędnym kole. Wyjście z wlasnej strefy komfortu to nie lada wyzwanie.
    Z własnego pesymistycznego i dperesyjnego doświadczenia mogę tylko powiedzieć, że nic na siłę i nic wbrew sobie. Wszystko we własnym tempie i z własnym planem.
    Jeśli potrzebujesz na coś więcej czasu, to sobie go daj; nie wyrzucaj sobie, że coś jest za wolno, albo w złej kolejności. Bo nie jest.
    Pierwsza zasada: poczuć komfort psychiczny i samemu sobie dać przyzwolenie na zmiany.

    OdpowiedzUsuń
  14. Każdy ma czasem gorsze dni ale trzeba iść do przodu i starać się w każdym z nich odnajdywać coś dobrego :)

    https://redamancyy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Trochę jakbym siebie czytała. Też jestem introwertykiem i również zawsze wyznawałam zasadę "lepiej mieć 1 prawdziwego przyjaciela niż 100 fałszywych". Teraz już wiem, że można mieć więcej przyjaciół i to wcale nie oznacza, iż są oni fałszywi, aczkolwiek gdy znajdę się w zbyt dużej grupce zaczynam się tracić, ciężej mi dojść do głosu, męczy mnie ta ilość ludzi, a później potrzebuję czasu by po danym spotkaniu towarzyskim się zregenerować. Kończąc gimnazjum także chciałam spalić wszelkie mosty łączące mnie ze znajomymi ze starej szkoły, na szczęście nie do końca mi się to udało ;) Mam nadzieję, że i Ty w końcu odzyskasz siły, szczęście oraz chęci do życia. Tak jak ktoś wyżej napisał - czasem dobrze jest posiedzieć pod takim swoim mentalnym kloszem.

    OdpowiedzUsuń
  16. Czasem każdy z nas czuje taką potrzebę, by być samemu dla siebie. Bez względu na to, co nami kieruje. Chodź nie wyobrażam sobie być sama, z różnych powodów, to jednak chwila oddechu bez ludzi czasem daje mi wiele, wiele pozytywnej energii. Na dłużej czy na krócej zamykam się sama w sobie, w swoich myślach. Później znów powracam do najbliższych, znajomych, do przyjaciół. Może dlatego, że nie czuję się samotna potrzebuję samotności. To dziwny stan, ciężko mi to mówić, ale często to on wplata w moją głowę świeże pomysły i daje mi inspirację do twórczości. Ech... ja naprawdę widzę we wszystkim pozytywne strony, nie wiem czy to dobrze, czasem czuję się jak dziecko.
    Pozdrawiam ciepło ♡

    OdpowiedzUsuń
  17. Chociaż minęło już bardzo dużo czasu od kiedy to pisałaś, to uważam, że topienie się w sobie i swoich złych myślach jest z biegiem czasu bardzo motywujące, bo zaczynasz tego nienawidzić i uciekasz uwalniając się w końcu od tego całego, syfu, fu.

    OdpowiedzUsuń